poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Jak pokonać własną biomechanikę?



Znacie może to uczucie gdy po niemal całym ciężko przepracowanym roku okazuje się, że główny cel wymyka się Wam z rąk? Ja od miesiąca zmagam się z nim każdego dnia a nie ukrywam, że ambitne plany tegorocznego debiutu na królewskim dystansie oddalają się coraz bardziej. Ostatecznym testem był 3 BMW Półmaraton Praski, który czarno na białym pokazał jaka walka z własnym ciałem czeka mnie w nadchodzącym sezonie i zmusił do refleksji nad sensem wrześniowego startu w maratonie. A oto moja historia :)

W końcówce roku 2015 nabawiłem się (co ciekawe nie trenując jeszcze biegania, które traktowałem jako uzupełnienie siłowni) kontuzji rozcięgna podeszwowego w lewej stopie. Konkretnie mówiąc oderwałem je ok. 1,5 centymetra od piety. Każdy kto miał problemy z rozcięgnem wie jakie to upierdliwa dolegliwość. Ciągnie się ona za mną po dziś dzień gdyż w okolicy zrostów i blizny powstają podskórne siniaki na skutek ciągłych uderzeń o podłoże. Nie jest to ból do urwania d... ale uprzykrza życie. Z cała pewnością nie pomaga fakt, że przeniosłem do biegania jedyny znany mi krok czyli lądowanie na pięcie. Tysiące uderzeń na każdym treningu powodują powstawanie coraz to nowych siniaków. Fizjoterapia niesamowicie pomogła tak jak rolowanie ale jest to rozwiązanie tylko czasowe. Przekonałem się o tym po 30 kilometrowym wybieganiu gdy rozbiłem je ponownie na kotlet. Koło się domknęło a dla mnie stało się jasne (z pomocą mojego cudownego fizjoterapeuty), że bez zmiany techniki biegu na śródstopie się nie obejdzie. I wszystko było by proste ale...

Długodystansowe bieganie ze śródstopia wymaga niesamowicie mocnych podudzi, które dały radę ponieść mnie na praskiej połówce do około 10 kilometra a dalszą trasę pokonałem mniej lub bardziej dostawiając piętę przy lądowaniu. Rozwiązaniem jest wielomiesięczne regularne wzmacnianie partii mięśni odpowiedzialnych za poprawny krok biegowy i lądowanie na śródstopiu. Wielomiesięcznych a 25 września już za pasem. Samo przestawienie się na śródstopie okazało się dla mnie bardzo naturalne ale ...

Biegając ze śródstopia lądujemy na zewnętrznej krawędzi stopy po czym przetaczamy ją do wewnątrz i następuje wybicie przy pomocy najsilniejszego w stopie palucha. W teorii wszystko super ale niestety okazało się, że dzięki wieloletniej pracy w pantoflach moje obydwa paluchy podniosły się nieco do góry a stopa traci jeden z trzech głównych punktów podparcia. Oczywiście odpowiednie ćwiczenia przez kolejne miesiące mogą naprawić ten stan rzeczy a 25 września już za cztery tygodnie. Obecnie biegając powyżej 10 km odczuwam już bóle w lewym przodostopiu ponieważ ogromną pracę wykonuje głównie lewa strona stopy. 

A tak jeszcze na koniec. W obydwu nogach mam dość znaczną nadpronację. Żeby moja lewa noga była do końca lewa to wspomnę, że ugina się ona w kostce przy lądowaniu o 6 milimetrów bardziej niż prawa co swojego czasu powodowało niesamowite przeciążenia. Ale to najmniejszy problem bo skorygować to można odpowiednią wkładką ale o płytkich butach mogę niestety zapomnieć :)

Jeśli coś Wam ostatnio biegowo nie poszło to przeczytajcie sobie jeszcze raz powyższy tekst a poczujecie się lepiej :) Jednak cały czas jestem pewny, że Biegać Każdy Może i będę. W tym sezonie maratonu nie pobiegnę a ogrom czekającej mnie pracy napawa perspektywicznie coraz większym optymizmem. Dodatkowo mogę zacząć nieco wcześniej nowy sezon i zacząć realizację planu według metody Jerzego Skarżyńskiego, którą postanowiłem sprawdzić od jesieni na sobie. Dystans na jaki stawiam w zbliżającym się roku to półmaratony a niestety królewski bieg musi zaczekać aż uporam się ze wszystkimi biomechanicznymi trudnościami.

Pamiętajcie, że nie ważne ile razy upadniesz ale liczy się jedynie żeby wstać o jeden raz więcej :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz