wtorek, 24 maja 2016

Wędrówki po górach - czy to dobry trening siłowy?




Nie da się ukryć, że bieganie na stałe wkomponowało się w mój plan tygodnia ale nie samymi treningami biegowymi człowiek żyje. Od czasu do czasu dobrze jest się wyrwać na kilka dni za miasto, żeby złapać oddech od trudów dnia codziennego i odpocząć aktywnie z dala od miejskiego smogu. Dla mnie osobiście świetną odskocznią tego rodzaju stały się nasze polskie góry, a dokładniej Tatry. Wraz ze swoją lepszą połową Kasią, ilekroć uda się wygospodarować kilka wolnych dni, uciekamy od zgiełku miasta do położonego u podnóży najwyższych gór w Polsce Poronina. Uzbrojeni w mapy szlaków i plan górskich wojaży w poniedziałek szesnastego dojechaliśmy na miejsce. Pierwotnie chcieliśmy zdobyć wszystkie szczyty Czerwonych Wierchów, wchodząc na Ciemniaka od strony Doliny Kościelisko a schodząc od strony Kasprowego Wierchu. Niestety jak to często bywa podczas zaplanowanych wyjazdów wycieczkowe plany pokrzyżowała nam pogoda. Niespodziewany powrót zimy w maju uniemożliwił osiągnięcie zamierzonego celu. Szybko jednak obraliśmy nowy kierując się piękną Doliną Roztoki ku jak się miało okazać skutej lodem Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Szlak okazał się być niezbyt wymagający a widok Siklawy (największego wodospadu w polskich Tatrach) był świetną nagrodą za trudy blisko trzy godzinnej wędrówki.

Siklawa - największy polski wodospad.

Wielki Staw Polski - oprócz raków przydały by się jeszcze łyżwy.


 Droga powrotna natomiast mogła się dla nas skończyć źle. Postanowiliśmy wracać przez Świstówkę Roztocką czyli do pokonania pozostały nam dwa przewyższenia a potem zejście do Morskiego Oka i powrót asfaltówką na kwaterę. Szlak miejscami był pokryty zmarzniętym, śliskim śniegiem a schodzenie po stromym stoku bez odpowiedniego sprzętu dostarczało sporych emocji.

Państwo mieli chociaż kijki ale nam musiały wystarczyć ręce i nogi :)


 Reasumując na tej wyprawie zabrakło nam raków i trochę wyobraźni bo jak się później dowiedzieliśmy, dzień wcześniej z gór nie wrócił trzydziestoletni turysta. W tym miejscu muszę pochwalić Asics Fuji Trabuco 4, które miałem tego dnia na nogach. Buty okazały się być świetne w tak trudnym terenie i dawały dobrą przyczepność nawet na zaśnieżonych odcinkach. Ponadto zaskoczyły mnie pozytywnie gdyż mimo przemoczenia, niemal całkowicie wyschły mi na nogach w kilkustopniowej temperaturze. But warty polecenia chyba na każde warunki i teren. A teraz zastanówmy się czy wędrówki górskie to przydatny akcent siłowy w treningu biegacza.


Chyba każde z nas trenując bieganie i szykując się do bicia kolejnych życiówek, zdaje sobie sprawę z potrzeby realizowania jednostek podnoszących naszą sprawność siłową i technikę zarazem. Do podstawowych ćwiczeń z tego zakresu należą wszelkiego rodzaju skipy oraz oczywiście podbiegi. To co łączy obydwa te akcenty z górskimi wędrówkami to wymuszenie cięższej pracy naszych mięśni dzięki wykorzystaniu masy naszego ciała jako obciążenia. Wielogodzinna wędrówka po pnących się coraz wyżej górskich szlakach, którą prędzej czy później trzeba będzie zwieńczyć jeszcze bardziej wymagającą wspinaczką, jest w mojej ocenie doskonałym substytutem wymienionych wcześniej jednostek treningowych. Ciągła walka o utrzymanie równowagi i chodzenie po nierównym podłożu, mają zbawienny wpływ na naszą propriocepcję (czucie własnego ciała i jego pozycji w przestrzeni). Powyższe stwierdzenia opieram jedynie na własnym doświadczeniu i obserwacji swoich wyników treningowych przed i po siłowej pracy w górach. Ciekawy jestem czy i Wy macie podobne doświadczenia i refleksję.


2 komentarze: